wtorek, 5 lutego 2013

Zamach stanu i zamiłowanie do baseballu

Była noc. Wenezuelskie lato 1992 r. Noc z 3 lutego przechodziła w poranek 4 lutego. Podpułkownik Hugo Chavez wraz z kolegami postanowili zrobić porządek w państwie. Nie po to przecież w dwusetne urodziny Simona Bolivara zakładali Ruch Rewolucyjny 200, by tylko biernie obserwować, jak kraj wielkiego Libertadora jest rozkradany i dławi go korupcja. Tu trzeba czynów! Szczególnie jak się jest przed czterdziestką i jeśli nie zamach to pomału w ciepłym klimacie można zacząć kapcanieć. Comandante Fidel już dawno miał za sobą Moncadę. Postanowiono, zrobiono i ... cóż. Nie wyszło. Hugo z kolegami wtrąceni zostali do więzienia. Nie było spektakularnych procesów karnych, autorskich mów obrończych. Żadnego: "historia mnie uniewinni". Pozamiatano. Podpułkownik spadochroniarzy poszedł siedzieć. Miał wyjść przed siedemdziesiątką. W TV zdążył tylko zwięźle podsumować, że jego godzina, po prostu jeszcze nie nadeszła.

A jednak los był dla Hugo łaskawy. Zmieniły się rządy, Carlos Perez złożył urząd.  Nowy prezydent - Rafael Caldera, widząc że armia, jak i ludzie, nie są zbyt zadowoleni z ogólnej sytuacji w państwie, ułaskawił Hugo i pozostałych fajnych chłopaków. Hugo nie próżnował, od razu przystąpił do dzieła. Jeśli nie kijem to może marchewką? Skoro Movimiento Bolivariano Revolucionario 200 nie przyniosło skutku w swym zbrojnym zamachu stanu, może spróbować sił drogą pokojową? Szczęśliwie dla niego Boliwar go nie opuścił. Hugo założył Ruch V Republiki, który w grudniu 1998 doprowadził go do zwycięstwa w wyborach.  Mógł więc rozpocząć czynienie swej Boliwariańskiej Rewolucji.

Dziś - 21 lat - od zdarzenia, po raz pierwszy Chavez nie wziął udziału w obchodach przewrotu. Wieści o stanie zdrowia, po przebytej w Hawanie operacji, nadal są cokolwiek skromne. Bardziej żywym zdaje się być Comandante Fidel, który w świetle flashów publicznie głosował w niedzielnych wyborach na Kubie. By lud uspokoić PR-owcy z Wenezueli, obchody golpe de estado zainaugurowali prezentacją nowej czapeczki rewolucjonistów. Wódz rewolucji marzył przecież o karierze baseballisty, zanim mamusia z tatkiem posłali go do szkoły wojskowej. Baseballówka jest więc w barwach wenezuelskiej flagi, ma osiem gwiazdek i pięknie wyhaftowane 4F [jak 4 de Febrero - 4 luty]. Można ją sobie kupić i mieć. I wspomnieć Hugo Chaveza - wodza Boliwariańskiej Rewolucji. Tylko nie wiadomo dlaczego, opozycja podniosła raban. Że niby czapka jest ich, bo choćby Henrique Capriles w kampanii prezydenckiej 2012 dokładnie w takiej publicznie się prezentował. Co na to rewolucjoniści? Diosdado Cabello - przewodniczący Zgromadzenia Narodowego Wenezueli skwitował: "Ta czapka od dawien dawna jest symbolem Rewolucji Boliwariańskiej. Jedynymi którzy prawdziwie kochają barwy narodowe Wenezueli są Chaviści - patrioci oddani Rewolucji". 
I wszystko stało się jasne.
                                                      

Vicepresidente Nicolas Maduro



 

Henrique Capriles