środa, 11 września 2013

o czołgach, które podczas ataku przystają na czerwonym świetle

W związku z wszechogarniającą McDonaldyzacją świata, data 11 września kojarzy się jednoznacznie. Bin Laden, talibowie, WTC. Ze zgliszczy dwóch wież, wyrósł nowy podział historii. Resztki straszącej w XX wieku wojny z czerwoną zarazą - komunizmem, ustąpiły miejsca nowej wojnie - wojnie z bliżej niezdefiniowanym terroryzmem. Jednak niie o Wielkim Bracie i jego islamskich traumach dziś będzie. Nie będzie też o Diadzie - święcie narodowym Katalonii (swoją drogą, to bardzo oryginalny pomysł, by na datę szczególną dla narodu katalońskiego (tak NARODU) wybrać datę ostatecznej porażki. Daty w której utracono niezależność i miejsce na mapie). Zwróćmy dziś uwagę na inne wydarzenie. Takie, które miało miejsce na drugiej, tej Zachodniej Półkuli.

Dzisiejszy solenizant - czterdziestolatek urodzony11 września 1973 r. mógłby śmiało być jednym z wielu znikniętych (desaparecidos) dzieci reżimu. Dzieci, które dziś wiedzą, lub nie, że osoby które je wychowały, nie były ich prawdziwymi rodzicami. Ci prawdziwi, z dużą dozą prawdopodobieństwa również zniknęli. Zapewne jednak 6 stóp pod ziemią. 40 lat temu - Augusto José Ramón Pinochet (a jakże - generał wielu imion!), postanowił powiedzieć Salvadorowi Allende BASTA!!! Basta z tym socjalizmem, bałaganem, protestami! Basta z chaosem!!! Przywróćmy porządek, ład i szyk, jak na Chile przystało. A jak to zrobić pokażę społeczeństwu JA - GENERAŁ. Ja - Pinochet. I pokazał, rozpoczynając od zbombardowania La Monedy - Pałacu Prezydenckiego z samym Prezydentem Allende w środku. Złośliwi mówią, iż uczynił to z wielką gracją i w poszanowaniu dla wszelkich powszechnie obowiązujących zasad. Anegdota głosi, iż gdy czołgi Pinocheta jechały na La Monedę, przystawały na każdym czerwonym świetle. Pruska tradycja w wojsku chilijskim zobowiązuje. Ordnung muss sein!

Ocena reżimu Pinocheta nie jest łatwa. Przekonują o tym choćby równie liczne rzecze jego zwolenników jak i przeciwników.Owszem, spore zamieszanie wokół osoby Pinocheta - starszego już Pana, który przyjechał do Londynu na zabieg, wywołał wniosek sędziego Baltasara Garzóna  o jego aresztowanie i ekstradycję do Hiszpanii. Miał tam odpowiedzieć za zabójstwa, zniknięcia i stosowanie tortur wobec obywateli Hiszpanii. Miał być sądzony jako ta bestia. Zło zła. On - Generał - przyjaciel dworu i Żelaznej Damy. Wielu znalazło się takich, którzy zastosowany areszt domowy traktowali jako hańbę poczynioną na bohaterze. Dyć to on zwalczył komunizm w Chile! Na dobre! Że to swój chłopak był uznali m.in. ówcześni działacze AWS, Marek Jurek czy Michał Kamiński. Pobieżyli czem prędzej do Londynu, składając na ręce staruszka Pinocheta podziękowania za zasługi na gruncie krzewienia praw człowieka, wolności i sprawiedliwości. Cześć oddając bohaterowi walk z komunizmem. Cóż, tak to jest, kiedy w szkole mało poświęca się czasu historii współczesnej. Gdy świat dzieli się na czarny i biały (lub tez czerwony i nie czerwony, gdzie czerwony to czarny i zły). To i Pinocheta można mieć za krzewiciela praw człowieka. 

Według ustaleń  Komisji Rettinga (Komisja Prawdy), żniwo rządów Pinocheta, to 2095 ofiar śmiertelnych oraz 1102 osoby zniknięte bez wieści. Może to nie dużo, jak na kilkanaście lat rządów. Może to nie dużo jeśli zerknie się choćby na pokłosie wojskowego reżimu sąsiedniej Argentyny. Bez wątpienia zaś nie jest to dużo w porównaniu z krwawymi żniwami w Salwadorze (ponad 75.000 zabitych) czy Gwatemali (200.000 zabitych). Nie bez znaczenia jest jednak to, na co wskazuje wielu badaczy tematu. Reżim był na tyle represyjny, iż dla wywołania efektu zastraszenia, a z drugiej strony umiłowania wojskowej władzy, z jej emanacją w osobie Augusto Pinocheta, "nie potrzebna" była większa liczba zabitych. Wystarczył terror i tortury. Psychoza porządkowała i uginała kolana. Do czasu. Finalnie uśpiła ona czujnego generała. Ten, generał z klasą, uwierzył w powszechną miłość do swojej osoby. Naród go kochał, naród wybierał w kolejnych wyborach. Skoro kochał, nie było zagrożenia, że naród wywinie jakiś wyborczy numer. A że pozory poszanowania dla konstytucji (skrzętnie samemu skrojonej) należy zachowywać, dobrze czasem naród w referendum o zdanie zapytać. Czy mam JA - GENERAŁ - dalej rządzić w Chile jako Prezydent? I tu pojawia się druga, złośliwa anegdota. O tym jak Pinochet wystartował w biegu sam, a dobiegł do mety jako drugi. Zapytał w referendum czy ma rządzić dalej. I niespodziewanie usłyszał od narodu - NIE. Władzę oddał formalnie w 1990 roku. Jednak to jak skroił Konstytucję, a w szczególności zasady prawa wyborczego do dziś odciska się pinochetowskim piętnem na tym śmiesznie długim kraju. Nic bez Pinochetystów zmienić się nie da. Wszędzie są obecni. I choć formalnie mamy pozory demokracji, to jednak zza grobu czuwa nad nią Generał. Tak na wszelki wypadek. Jakby naród zdurniał. Co już mu się zdarzało. Choćby w 1971 r. gdy do władzy powołał zło wcielone - socjalistę Allende.

Na koniec zdjęcie Generała Augusto. To dumne. Jakby lekko stylizowane na innego Pana dyktatora. Bardziej śródziemnomorskiego.