sobota, 24 sierpnia 2013

pokusy nikaraguańskiej palestry

Żywot adwokata bywa ciężki. Zasadniczo ludzie nie szanują twej pracy, a ciebie  traktują jako zło konieczne. Bo co to za praca: namacalnych efektów nie widać. Gada to-to, pisze jakieś pisma - nic konkretnego, czy użytecznego nie robi. Kołacz z tej pracy nie wyjdzie, gacie się nie wydziergają, włos nie wyczesze, broda nie ogoli. Paplanina i czary mary. Wielkie nic, tylko by wyciągnąć kasę. No i jeszcze PR czarny. Taki prawnik to krętacz, oszust i złodziej. Cóż za niewdzięczność! Człowiek tyle lat studiował, w opasłych księgach siedział, artykuły kodeksów na pamięć wkuwał, oczy marnował. I po co, jeśli teraz za "byleco" mają. I jeszcze z ludźmi użerać. Oj ciężko, ciężko bywa. A jak przypadło być adwokatem w kraju, gdzie tradycyjnie jest ich wielu? Nie że śmietanka, nie że elita, nie że konkurencji brak. Elitarność jakoś przecierpieć można. Gdy przeciwnie - brać adwokacka to motłoch mnogi? Co większy tuman, to na prawo idzie, a później tylko konkurencję dumpingową robi. Ehhhhh, ta tradycja pohiszpańsko-konkwistatorska. 

Pewna pani mecenas z Nikaragui miała dość. Tyra, poci się, stara. A tu nic. Bida z nędzą. Łatwiej do fabryki byłoby pójść lub rewolucjonistą zostać. Taką Simoną Bolivar, Augustyną Sandino czy Ernestyną Gevara. Ehhhh, ta epoka też poszła już w niepamięć. Jak na kołku, trzyma ją tylko jeszcze stary comandante Fidel. Artefakt z przeszłości. A coś w życiu mecenaskim trzeba by zmienić. Pieniądz jakiś zarobić. Albo choć sławę zdobyć. I nadchodzi ten dzień. Okazja. TA chwila...

Weszła do biura smutniejsza niż zwykle. Zagubiona. Jeszcze w czerni. Nie minął rok gdy głowę jej Carlosa skosiła maczeta. Głowa nie odrosła, mimo zaklęć Babaloa. Po poradę przyszła. Jak z majątkiem po mężu się rozprawić. Gdzie i jak zbyć nieruchomość, by konto zasiliło więcej cordobas - lokalnej waluty. Upłynnić nieruchomość z hipoteką, udrożnić finanse. Odżyć, stanąć na nogi. Przywrócić blask niegdyś zjawiskowej gwiazdy narcotraficante. Może nawet samej stać się Królową Pacyfiku, jak Sandra Ávila Beltrán. Potrzebowała tylko jednej porady, rodzinnej pani mecenas. Opowiedziała szczegóły, podała wartość majątku i... 
 ...pożałowała. Królową Pacyfiku już nie zostanie. No chyba że Styks też do jakiegoś Pacyfiku wpływa.

No bo weszła taka jedna. Pindulińska. Siksa młoda. W książkach nigdy nie siedziała, myśleniem głowy nie skaziła. A kasę ma! Narcotraficante przebojowego sobie na brzuch złapała i już więcej robić w życiu nie musi. Ot ustawiona! Nie to co ja. A niby mecenas jestem. Tyrać muszę. Użerać się z plebsem. Dość! Dość! Zmiany! Kochanie! przyjedź! Natychmiast! Mam pomysł.

14 sierpnia 2013 r. adwokat Verónica Cruz i jej partner Maynor Ponce Urbina, uprowadzili, więzili a następnie dokonali egzekucji wdowy po handlarzu narkotyków - Yolandy Jiménez oraz w zamyśle, także jej dwóch synów. Młodszemu, szczęśliwie udało się przeżyć. Wycelowany pocisk nie okazał się być śmiertelny. Przyniósł jednak zgubę przedstawicielce palestry z Managui. Jak podają nikaraguańskie media, pani mecenas uległa pokusie stania się właścicielką 13.000 USD. Kwoty którą miała  przekazać klientce.

środa, 14 sierpnia 2013

Matka Boska wieloraka

Dziś obudziłam się z krzykiem na ustach:

"to nie prawda co mówi stare polskie przysłowie, że KAŻDA MATKA JEST TYLKO JEDNA. 
 MATEK BOSKICH JEST WIELE". 

I wstałam na równe nogi.
Może jest to efekt nadchodzącego święta Matki Boskiej Zielnej (zawsze zaskakuje mnie, jak  pięknie to brzmi), może zbliżającego się rozwiązania. W każdym radzie, obudzona głowa zaczęła szukać uzasadnienia wykrzyczanej przez sen tezy. Przekopałam pamięć zarówno polską jak i latynoską. Wniosek z researchu prosty - Tak! Prawdą jest że Matek Boskich jest wiele!. Jest "nasza" zielna, jest gromnicza. Ale to nic, przy płodnym gruncie latino. 

Tu - wiadomo - matka - święta rzecz - czcić ją należy. Można ją na barana ponosić w procesjach całodniowych, można do niej intencje wznosić, można się pożalić, można się pochwalić, poprosić o to czy owo, można obok postawić wentylator. Byle czcić, byle szanować. Konkursy piękności na najładniejszą przeprowadzać. Ubierać w ciuszki, przebierać w łańcuszki. Kochać - choć wiele wcieleń - jak tą z polskiego kawału - Matka tylko jednak jest.
I tak będąc swego czasu w Cuarnavace (Meksyk), natrafiłam na konkurs figur Matki Boskiej - wiadomo, nie mogło być inaczej - Virgen de Guadalupe.Technika wykonania oraz materiał były dowolne. Oto część z pięknych Panienek z wystawki w Cuarnavace.


a na finał, jedna z moich ulubionych Maryjek - wersja "chicano"

 Yolanda Lopez