czwartek, 26 lipca 2012

Gdy Pan Fidel był młody

Dziadek Fidel, jak jeszcze był młodzieńcem przed trzydziestką, zapragnął zbawić świat i uwolnić Kubę od niedobrego tyrana. Tyranem tym był człek o dziwnym imieniu Fulgencio Batista. 26 lipca 1953 el Máximo Lider, wraz z młodszym bratem Raulem oraz 165 "odziałem" bohaterów, zmierzyli siły na zamiary, a nie zamiar podle sił, i prężnie uderzyli na koszary wojskowe Moncada w Santiago de Cuba. 
Nic dodać nic ująć. Gry często bywają niebezpieczne, szczególnie gdy w rozgrywce jest się Don Kichotem nie zaś wiatrakiem. Przeszło połowa zginęła i teraz śpiewa się o nich piosenki. 

Fidel i Raul dostali drugie życie. Po w sumie niedługiej odsiadce, wyjechali do Meksyku knuć i szykować łajbę Granma. Z bohaterskiego 26 lipca zostało M-26-L (Movimiento 26 de julio), które wrzucili na sztandary. Tak to bywa przed trzydziestką.


2 komentarze:

  1. to jednak strasznie niesprawiedliwe, że się dziadkowi Fidelowi nie udało, nie tylko 26 lipca, ale tak ogólnie. Ja mam do niego słabość, może przez te dawne informacje o statkach z kubańskimi cytrusami, które zmierzały do nas albo stały na redzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. dał na smak egzoticznych owoców. Tym starszym przypadły w udziale nawet banany. Tym z końcówki lat 70tych już tylko grejpfruty (nie mylić z gejfrutami). Posmak tropików.

    OdpowiedzUsuń