niedziela, 8 grudnia 2013

Dojrzały Mikołaj *

Czy Nicolas Maduro był w tym roku grzecznym chłopakiem? Czy odwiedzi go św. Mikołaj, dając zwycięstwo w dzisiejszych wyborach? Czy gwiazdka przyniesie mu prezent? Popatrzmy sami.
Rok temu, Hugo Chavezm in casu mortis, z czarnych ekranów telewizorów ogłosił, iż na następcę namaszcza swego kompana Nicolasa. Ten, znacznie lepiej niż szef Parlamentu - Diosdado Cabello, wpisywał się w przekaz Boliwariańskiej Rewolucji. Chłop raczej prosty, bez stygmatu błękitnej krwi w żyłach. Może nie robotnik, ale za to kierowca autobusów. Oddany druh. Uwierzył w Rewolucję, ukochał Comandante i wspiął się po szczebelkach politycznej kariery na sam szczyt. 
Gdy Hugo leczył się w Hawanie cudownie trwając u steru władzy, Nicolas w pocie czoła ćwiczył swą prezencję. Dzionek zaczynał od spektaklu na deskach łazienkowego lustra. Bohaterem była jego twarz. Jak w niemym kinie, scena populistycznej polityki wymaga odpowiedniego zasobu póz. Jak mim, wyrazić trzeba twarzą to co następnie wypowie język. By każdy - nawet głuchy wieśniak, zrozumiał o co chodzi w Boliwariańskiej Rewolucji.
Następnie Nicolas trenował język. Choć być jak Chavez, nie lada jest wyzwaniem. Comandante, jak prawdziwemu Llanero buzia się nie zamykała. Wie ten, kto choć raz oglądał coniedzielny Aló Presidente z Chavezem w roli głównej. Talk Show bez ustalonej godziny końcowej. Hugo kończy wtedy, kiedy głos jego wewnętrzny mówił mu "dość". Czasem po 6 godzinach, czasem po kolejnych 4 na dokładkę. Nicolas daru oratora nie miał. Ekipa PR-owców zrobiła przez te kilka miesięcy swoje. Już exposé, było jak brazylijski serial. I z trudnymi wyrazami i nazwiskami. Wytrwały był też Nicolas. Nie zrażał się gdy lud się z niego śmiał, kiedy z powagą oznajmił, że Chrystus rozmnożył pióra, nie chleb i ryby ("Cristo multiplicó los penes"). Teraz, w dumnie wypiętą piersią grzmi burzą słów.
I w końcu, Nicolas zabrał się do dzieła. Chwycił miecz obosieczny, który sprezentował mu wenezuelski Parlament (Ley de Habitante) i jak Król Borowik z wierszyka Jana Brzechwy, wyruszył na wojnę z muchami - podstępnymi useros co popsuli gospodarkę i zdewaluowali boliwara. W pierwszym świście szabelki - aresztował sklepy z AGD i obciął ceny. Z nową pralką, telewizorem czy lokówką, naród będzie szczęśliwszy. W drugim cięciu - wyrównał czynsz podmiotom komercyjnym, by kapitalistyczni krwiopijcy nie ssali nadmiernie drobnych sklepikarzy. W trzecim dźgnięciu szabelką - przyciął ceny samochodów, obiecując zarazem iż państwo we współpracy z peugeotem, produkować będzie pojazdy dla wyznawców Boliwariańskiej Rewolucji. On - Nicolas, syn Comandante Chaveza, uzdrowi gospodarkę i uratuje świat.

Takie cuda, tylko w Wenezueli. Petrodolary, jak miękka podusia, złagodzą każdy upadek z wieży siermiężnych cegieł realnego socjalizmu. Równanie cen wbrew temu co krzyczy rynek, zgubne miało w chłodnej Europie skutki. W wydaniu Boliwariańskich tropików, czuwa nad fikcją  szelest petrodolarów.  

Dziś w Wenezueli wybory do władz lokalnych. Faktycznie zaś to sprawdzian popularności Maduro. Ocena, czy Boliwariańska Rewolucja trwać może także bez jej charyzmatycznego przywódcy - Hugo Chaveza. Czy lud nadal pokłada w niej wiarę, mimo iż ta nawet papier toaletowy podnosi do rangi produktu luksusowego. Krzyczy pustką półek sklepowych. By wiarę tę wzmocnić, zapału nie ugasić, ku pokrzepieniu serc Nicolas Maduro hojną ręką sypnął "po taniości" sprzętem AGD.  Z nowym tosterem pod pachą - lud skłonny będzie dłużej kochać. 

 * Nicolas Maduro, w tłumaczeniu na polski - Mikołaj Dojrzały 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz