piątek, 1 listopada 2013

O świętym wizerunku i Ministerstwie Szczęścia

Czas zaduszny sprzyja zadumie. Człowiek zadumany zwalnia, przystaje i, jeśli ma szczęście, dostrzega rzeczy cudowne. Przydarzyć może mu się nawet jakieś objawienie, widzenie lub cud. Jeśli do tego zadumę pielęgnuje odpowiednim nawilżeniem płynami procentowymi, efekt może być zaskakujący. Swoją drogą, zawsze ciekawiło mnie dlaczego cudowne objawienia zdarzają się tylko w mocno katolickich krajach. Czy przy okazji nie są to także mocno wspomagające się trunkowo kraje? Nasuwa się więc wniosek, iż jedno i drugie najwyraźniej idzie w parze. Dziś będzie więc o objawieniach (świeckich i uduchowionych), palcu Boga, znakach z zaświata Comandante Chaveza oraz Ministerstwie Najwyższego Szczęścia Społecznego.

Ludzie wiary widzą więcej. W zależności od aury, czasu i środowiska, wizerunki świętych zwykły ukazywać się na szybie - malowane mrozem (rodzima "produkcja"), na drzwiach (wersja stolarska), na drzewie (wersja eco), na chuście (wersja turyńska). Zeszły - 2012 rok obfitował w objawienia wizerunku Chrystusa w miejscach nietypowych. Był meksykański placek tortilli. Był też, za przeproszeniem, zadek psa. Cóż, święte oblicze nie wybiera. Ukazuje się tam, gdzie ludzie wiary chcą go dojrzeć.

Tymczasem w Wenezueli, jak rzekłby Fryderyk Nietzsche, Bóg umarł. Zdarzyło się to 5 marca 2013 r. Jednak jak na słońce południa przystało, w okolicach Dnia Zmarłych, wzbiło się nad niebiosa. Wierny lud na to czekał, wierny lud wypatrywał. Comandante nie mógł po prostu tak spocząć w ciszy, sześć stóp pod ziemią. I stał się cud! Ukazał się i to jak na wodza socjalistycznej rewolucji przystało, ukazał się nie na salonach, nie szkiełku i oku, a boliwariańskiemu ludowi pracującemu. Szczęście zawitało pod strzechy robotników pracujących przy rozbudowie metra w stolicy. O całym zdarzeniu poinformował namaszczony przez wodza następca, Prezydent - Nicolas Maduro. W oficjalnym orędziu, w specjalnie dobranych słowach i w garniturze gestów obwieścił, że: ON, COMANDANTE, UKAZAŁ SIĘ  NAM. DAŁ ZNAK Z ZAŚWIATÓW. Już nie jako ptak, który wznosił się nad przedwyborczym wiecu w kwietniu tego roku. ON sam we własnej osobie. Jakby z krwi i kości, wyskoczył malowany jako obrazek, na ścianie budowy metra. Wybrał ku temu braci swoich - robotników, pracujących ciężko, ku chwale latynoskiego socjalizmu. 

Być może Hugo ukazał się także po to, by pobłogosławić świeżo utworzone Wiceministerstwo Najwyższego Szczęścia (Viceministerio de la Suprema Felicidad). Nie kto inny bowiem jak Comandante, terminu tego użył, dla określenia celów Planu Rozwoju Ekonomicznego i Socjalnego Narodu na lata 2007-2013 (Plan de Desarrollo Económico y Social de la Nación 2007-2013). Zapożyczył go, jak na niego przystało, od wielkiego wodza, Libertadora i ojca Ameryki Południowej - Simona Bolivara. Rzutem na taśmę, przy końcu wytyczonego Planu, Maduro - wierny giermek Chaveza, sprawił, że termin ten stał się ciałem. Stworzył mu własny "domek" - własne ministerstwo.

I tak to życie płynie na ziemskim padole. Wielcy odchodzą, święci się objawiają ludowi. A szczęście niech króluje nam na wieki wieków. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz