Szczęśliwie Meksyk nie graniczy z Brazylią, a Olimpiada to nie Mundial, a rok 2012 zdaje się odbiegać od standardów roku 1969. Dzisiejszy wynik 2:1 dla Meksyku, szczęśliwie nie będzie tak brzemiennym w skutkach, jak ówczesne 3:2 dla Salwadoru w meczu z Hondurasem. I choć obecnie starły się również temperamentne dwa kraje z kręgu kulturowego Ameryki Łacińskiej, to jednak w ramach odreagowania możemy raczej zakładać że poleje się co najwyżej więcej cachaçy niż tequili, nie zaś bratniej krwi, jak miało to miejsce kilka dekad wcześniej.
Czerwiec 1969 r., w ramach eliminacji do Mundialu w Meksyku, obfitował w kolejne mecze. Sąsiedzi: Salwador i Honduras spotkali się trzykrotnie: 6 czerwca w Tegucigalpie (z wynikiem 1:0 dla Hondurasu), 15 czerwca w San Salwadorze (z wynikiem 0:3 dla Salwadoru) oraz 27 czerwca, w kluczowym meczu na stadionie Azteca w Mieście Meksyk. W regulaminowym czasie bogowie podzielili wynik między sąsiednie kraje sprawiedliwie. Było 2:2. W doliczonym czasie "Pipo" Rodrigez strzelił zwycięską bramkę dla Salwadoru. W ten sposób, to właśnie Salwador - najmniejszy kraj Ameryki Centralnej awansował do finałów Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej, jakie odbywać się miały w 1970 roku w Meksyku. I kto by się spodziewał, że owo kopnięcie futbolówki przeleje czarę goryczy i da asumpt do jednego z najbardziej surrealistycznych konfliktów XX wieku. 14 lipca 1969 r. wojska Salwadoru wkroczyły do Hondurasu. Rozpoczęła się wojna stu godzin, okrzyknięta przez Ryszarda Kapuścińskiego wojną futbolową. Fantazji szczęśliwie starczyło na 4 dni, i już 18 lipca, po mediacji OPA (Organizacja Państw Amerykańskich), udało się wypracować zawieszenie broni. Pokłosie wojny futbolowej nie było jednak bagatelne - kilka tysięcy zabitych, kilkanaście tysięcy rannych, kilkadziesiąt tysięcy Salwadorczyków osiadłych w Hondurasie, zmuszonych do powrotu do Salwadoru, militaryzacja obu krajów. Formalnie stan wojny trwał przez kolejną dekadę - traktat pokojowy Salwador z Hondurasem podpisały dopiero w 1980 r.
A nie mogło być tak, jak na wiele setek lat przed przybyciem Kolumba, proponował władca meksykańskiej Tuli - Ce Ácatl Topiltzin Quetzalcóatl? Konflikty między królestwami rozstrzygać należało nie na polu bitewnym, a na boisku - podczas gry w pelotę. Co prawda los przegranych z oryginalnej wersji peloty, zaniżyłby obecnie standardy ochrony praw człowieka i zapewne musiałby ulec modernizacji. Jednak czy przy konflikcie zbrojnym kostucha nie ma bardziej złotych żniw? W finale gry w pelotę, przynajmniej ginęli po to, by słońce nadal mogło kroczyć po nieboskłonie, w władcy Xibalba napoić się krwią do woli.
Dobrze że Honduras z Salwadorem nie pokłóciły się o podobieństwo flag państwowych. Konflikt mógłby okazać się jeszcze trudniejszy do rozstrzygnięcia.
I może by nie zaostrzać sąsiedzkich konfliktów postanowiono, by kolor niemalże identycznych flag, miał jednak inny odcień?
I może by nie zaostrzać sąsiedzkich konfliktów postanowiono, by kolor niemalże identycznych flag, miał jednak inny odcień?
a ja się pytam, co się stało z Hiszpanią na tej Olimpiadzie? bo gdzieś mi umknęła ich rywalizacja na tym turnieju multidyscyplinarnym
OdpowiedzUsuńcóż, obarczeni winą konkwistadorów postanowili oddać mecz Hondurasowi. Nie chcieli prowokować konfliktów. Trener odwiedził kiedyś Salwador i wiedział, że mecze z Hondurasem różnie mogą się skończyć.
OdpowiedzUsuńA tak na serio? Olimpiada to tak nie na serio - na udawanie. Nawet Polacy raz zdobyli złoto a dwa razy srebro. "Ostatnio" nie gdzie indziej jak w Barcelonie!