niedziela, 11 listopada 2012

Szkoła dyktatorów

Pan Bóg stworzył człowieka, człowiek - Amerykanina. A gdyby tak Amerykanin stworzył dyktatora? Skoro zapoznając się z odpowiednim poradnikiem, można w weekend nauczyć się wędkarstwa, zgłębić tajniki drogi do sukcesu, zjednać sobie przyjaciół, to dlaczego nie wyszkolić idealnego przywódcę? Już Platon szukał ideału władcy, a Machiavelli opisywał cechy swego Księcia. O charyzmie pisał Weber. Jedno pisać, drugie robić. Amerykanie wcielili idee w życie. W 1946 r. stworzyli Szkołę Ameryk (United States Army School of Americas). By eksperymentem nie zbrukać własnej ziemi, umieścili ją strefie ochronnej Kanału Panamskiego. 

I przystąpili do dzieła. Zakasali rękawy by stworzyć dyktatora doskonałego. Takiego co to będzie stanowczy, skłonny bez wahania do podjęcia każdej decyzji, twardy i hardy. No i z wojskowym zapleczem, zaprawiony w boju, z przyuczeniem do tortur. Bo jak inaczej porządek zaprowadzić?  Trzeba wiedzieć gdzie prądem najlepiej razić i który paznokieć wyrwać tak, by delikwent długo owo przeżycie wspominał. Nauczy to krnąbrną opozycję i socjalistyczną zarazę respektu. Co prawda, na własnym rynku taki przywódca raczej się nie sprzeda, bo tu produkt musi być bardziej pro-prawno-człowieczy, ale może okazać się idealnym produktem eksportowym do krajów Ameryki Łacińskiej. Skoro lubią kacyków - niech mają naszych kacyków! Żeby mieć pewność że adepci dobrze zrozumieli i nic nie pomylili - nauczaliśmy ich w ich ojczystym języku. Przecież wiadomo, że w regionie z angielskim kiepsko.

I wyszkolono. Niektórzy mówią, że jeśliby zrobić zjazd absolwentów Szkoły Dyktatorów (taka nazwa jakość tak "sama" przylgnęła), to nie wiele różniłby się w sile rażenia ławie oskarżonych z procesu norymberskiego. Tylko tam siedziały samorodne talenty - tu zaś przybyłyby produkty celowego i bezwzględnego szkolenia. A kto taki? Między innymi: 
  • Generał Manuel Noriega - miał najbliżej - panamski dyktator, który nie raz Stanom na nosie zagrał. Za powiązania z kartelem z Medelin, handel narkotykami i prawnie brudnych pieniędzy staną przed sądami we Stanach i Francji. Po ekstradycji z Paryża, odsiaduje kolejne wyroki w rodzinnej Panamie (w tym za zabójstwa)
  • Roberto D'Aubuisson - założyciel nacjonalistycznej partii salwadorskiej (ARENA), lider szwadronów śmierci, które pozbawiły życia dziesiątek tysięcy Salwadorczyków, w tym cywilów. Oskarżany o zabójstwo biskupa Romero.
  • Elias Wessin y Wessin - lider zamachu stanu na Dominikanie
  • Roberto Eduardo Viola - lider zamachu stanu w Argentynie
  • Juan Valesco Alvarada - lider zamachu stanu w Peru
  • Manuel Contrerea - szef chilijskiego DINA - tajnej policji politycznej za czasów Pinocheta, odpowiedzialnej za liczne "zniknięcia"
Absolwenci Szkoły Ameryk, to bynajmniej nie tylko historia. Lekcje w Szkole pobierał choćby obecny prezydent Peru - Ollanta Humela. To czego go nauczono, w życie wprowadzał walcząc ze Świetlistym Szlakiem. Absolwentem Szkoły był także Heriberto Lazcano Lazcano - alians "Z-3" lub "El Lazca" - lider meksykańskiego kartelu Los Zetas. Był... 7 października 2012r. został zastrzelony w strzelaninie z meksykańskimi Marines.

Jak sobie wyszkolisz, tak się wyśpisz. Spać będziesz spokojnie wiedząc że regionie rządzą "nasi". 

wtorek, 6 listopada 2012

Sandiniści górą!

wszystkie nasze telewizory i gazety, patrzą teraz jeśli nie na trotyl, to na wybory u Wielkiego Brata. Czy wygra konserwatywny przyjaciel Polaków, czy też ciemnoskóry przyjaciel świata i nagrody Nobla. Na wiodącej gazecie, w wydaniu on-line, przestudiować możemy zestawienia zdjęć kandydatów jako słodkich bobasów, urwisów ściskających kil bejsbolowy w dłoni, pełnych zadumy młodzieńców w towarzystwie rodzicieli, amantów na ślubnym kobiercu. Możemy się też dowiedzieć, że dla Lecha Wałęsy Obama jakoś nie taki, a nie spotkał się z nim bo mu nie pasowało. O reszcie świata cicho i głucho. A tymczasem...

A tymczasem w Nikaragui podano wstępne wyniki wyborów lokalnych, które odbyły się w zeszłą niedzielę. Sandiniści zdają się trzymać mocno. Wyniki z ponad połowy okręgów wyborczych wieszczą, iż FSLN (Frente Sandinista de Liberación Nacional) otrzymało 80,10% głosów. Następną partię - PLI (Partido Liberal Independiente) od zwycięzców dzieli przepaść. Otrzymała bowiem zaledwie 11,34 %. Co z tego wynika? Wybory lokalne potraktować można w kategorii sprawdzianu dla popularności urzędującego drugą kadencję z rzędu, Daniela Ortegi. Przypomnę, iż do steru władzy powrócił on w 2006 r. wygrywając w wyborach zaledwie z 38% poparciem. W zeszłorocznych wyborach wynik bez wątpienia poprawił. Uzyskał już 62%. Obecne 80% mówi samo za siebie. Wybory lokalne rządzą się co prawda własnymi prawami, a lokalni kacykowie jako tacy są ważniejsi, niż ich pochodzenie partyjne, jednak co by nie mówić, wynik jest imponujący. Czy magia i czary [ponoć mające swe źródło w turkusie pierścieni] Rosario Murillo - żony Daniela Ortegi - ponownie zadziałały. Jako spin doctor sprawdza się znakomicie. Potrafiła  swego starego guerillero - Daniela - wyciągnąć z ciemnooliwkowych bojówek i zapakować w śnieżnobiała koszulę, pięknie komponująca się z różem billboardów i hasłami miłości i szczęścia. Na razie działa.

Daniel grał na nosie Reaganowi przez burzliwe lata 80, komu zagra po 6 listopada 2012 r.? Tymczasem zbiera gratulacje od bratniej drużyny Boliwariańskiej Alternatywy. Hugo Chavez słowa uznania przekazał podczas przemówienia jakie wygłosił z Pałacu Miraflores. Dodał, że okazja jest na tyle poważna, że niestosownym byłoby tylko użycie w tym celu twittera. Sukces jest wielki i pokazuje że "goviernos populares" w regionie rosną w siłę.

A na finał zdjęcie. Moje ulubione. Bohatera okładki Times. Prezydenta Nikaragui w wydaniu pierwotnym - partyzanta w oliwkowym mundurze i przebojowych okularach.


piątek, 2 listopada 2012

Santa Muerte i towarzystwo

Już od zarania człowiek niezależnie od maści, miał potrzebę wyszukania sobie patrona. Takiego opiekuna, co gdzieś jest i czuwa, a nad danym zawodem lub grupą co coś wykonuje - nawet bardziej. Czytanie mitologii było jak połów ciekawostek. No bo dlaczego podróżnik, złodziej i kupiec mają wspólnego Hermesa? Chrześcijaństwo wbrew pozorom wcale nie załatwiło sprawy. Owszem nastał jasno określony szef [acz w trzech osobach], ale wraz z nim cała rzesza świętych. Mój ulubiony - święty Antoni od świń oraz rzecz zagubionych. W swej pomysłowości jednak Europa nie dorobiła się świętej śmierci, świętego od handlu narkotykami czy też świętego nielegalnie przekraczających granice. To domena nieprzebranej w kolorystyce, synkretycznej Ameryki Łacińskiej. Prawdziwą kuźnicą świętych ludowych (santos populares) jest tu Meksyk.

Gdyby nie Adam Mickiewicz i druga część Dziadów, zapewne nikt z nas nie wiedziałby już co to dzień zaduszny, że gusła ważna rzecz i duszyczkom co po ziemskim padole krążą, pomóc trzeba. To chlebka podać, to wódki polać, zatańczyć, zaśpiewać. W teorii wiemy. Dla praktyki - polecam odwiedzić Meksyk - choćby ten bliski - w krakowskiej knajpce Alebriche. Wszystkim świętym [w tym ludowym] należy zbudować ołtarz. Zacnie go kwieciem ozdobić. Potem - bogactwem pozastawiać: słodkim pan de los muertos, cukrowymi czaszkami, owocami, a i trunkami różnej mocy. Nie stronić od papierosów i innych używek. Figurki i ozdoby - mile widziane. Oświetlić i co dzień uzupełniać, by pięknym było. Duszyczki się zlecą, poskubią, popiją i im dobrze będzie.

A jeśli ryzykowny masz fach, nie zapomnij o modłach do swojego świętego. Santa Muerte (święta śmierć) chętnie przyjmie oratorium do celności kuli, co to ją do magazynku włożysz, by wystrzelić komuś w skroń. Od nagłej śmierci strzelca uchroni. A jak nie uchroni, to przynajmniej szybko skosi. Przed wypadem na miasto, przyjdź więc do kapliczki gdzie święty kościotrup stoi, pochyl swe czoło, zademonstruj kolta, kulę wyciągnij, ucałuj, pod wizerunek świętej złóż, by i ona mogła ucałować i pobłogosławić. Taka kula, nie lada zwinna, pomoże wyeliminować konkurencję. A jak gusła zadziałają - wystaw kolejną, jeszcze większą kapliczkę.

Święty Jesus Malverde pomoże w handlu narkotykami. I choć w wolnym tłumaczeniu, nazwisko jego to "złe zielsko", to jednak nad jakością używki widać czuwa. Nie bez powodu  ukochały go sobie kartele. Sądząc po sytuacji w Meksyku, Jezusek ten, nad wyraz sprawnym być musi.

Natomiast Juan Saldado, jeśli nie jest ci znana zielona karta, a na ląd północnoamerykański nie masz szans dotrzeć suchą stopą [prawo wet foot, dry foot], to on pomoże ci trafić do trzyliterowego raju. On - parton nielegalnych imigrantów, indocumentados. 

Na wszystkich świętych oddaj więc cześć wszystkim im. Nie wiadomo którego rychło o pomoc poprosisz.